
A Birthday Reflection: Why I Don't Feel 50
Urodziny z tortem, leśne spacery i rzeka, która zna moje imię
Najwyraźniej kalendarz mówi, że skończyłem 50 lat.
Cóż... z całym szacunkiem się nie zgadzam.
Pięćdziesiąt? Brzmi jak liczba, którą daje się komuś, kto nosi pasujące skarpetki, ma karnet na siłownię oraz używa go i mówi o oprocentowaniu kredytów hipotecznych. Zdecydowanie nie ja.
Spędziłem moje urodziny w najlepszym możliwym miejscu - w domu, z powrotem w moim kraju, otoczony ludźmi, którzy nie tylko mnie znają, ale i znają mnie. zob. ja. Żadnych wielkich wydarzeń. Żadnego błyszczącego chaosu. Tylko ciepło rodziny, śmiech odbijający się echem w ogrodzie i ciasto upieczone przez najbardziej magiczne ręce, jakie znam - moją mamę.
Zacznę od tego tortu. Najpyszniejszy, nasączony masłem, przepełniony miłością tort, jaki kiedykolwiek jadłam. Przysięgam, że cukier śpiewał. A obok niego? Niezliczona ilość herbaty, kawy, wina... i tak, ta mocna cytrynowa wódka z sokiem, którą można przetrwać tylko dzięki odpowiedniemu treningowi genetycznemu.
Nie było ogromnej listy gości, tylko szczere życzenia. A najlepszy prezent? Bursztynowa biżuteria, surowa i prawdziwa - tak jak ten moment w życiu.
Spacery, mądrość, dowcip
Mogłoby się wydawać, że ciche urodziny oznaczają brak działania. Pomyśl jeszcze raz.
Moja mama, może nieco po siedemdziesiątce (wolałaby, żebym nie był zbyt konkretny), ma energię, która mogłaby zasilić małą wioskę. Pomiędzy uprawianiem ogrodu, gotowaniem wystarczającej ilości jedzenia, by wykarmić pięć rodzin i pieczeniem tego niezapomnianego ciasta, w jakiś sposób udaje jej się spacer-Nie spacer, ale prawidłowy nordic walking, wymachy ramion, stukanie kijkami, tempo ustawione na olimpijskie.
A ja?
"Daj spokój, musimy zredukować ilość przyjmowanych kalorii, w przeciwnym razie znów staniesz się nadęty". Mówi!
Więc tak, poszedłem. I nie żałowałem tego.
Ponieważ to były chwile, które będę nosić ze sobą - śpiew ptaków, wiatr wirujący wokół polnych kwiatów i rozmowy z mamą, które nigdy się nie kończą. Rozmawiamy tak, jakby nasze dusze doganiały się nawzajem.
Jest jeszcze tata. Patrzy, jak sznurujemy buty, jakbyśmy przygotowywali się do triathlonu, popija herbatę i mówi:
"Jeśli będzie szła szybciej, położę się i pozwolę mrówkom zanieść mnie do domu. Będziesz potrzebował roweru, żeby za nią nadążyć!"
A kiedy mama, zawsze pełna nadziei, pyta, "Dołączysz do nas jutro?"
Unosi brew i mówi:
"Nie, nie. Ktoś musi chronić dom przed podejrzanymi wiewiórkami i wiadomościami politycznymi".
Jego humor? Ostry jak zawsze. Delikatny jak papier ścierny - ale taki, który rozśmiesza, jednocześnie złuszczając ego.
Żadnych balonów, tylko piękno
Wróciliśmy z naszego spaceru, usiedliśmy pod sosną i piliśmy herbatę, gdy słońce wychylało się przez gałęzie. Rozejrzałem się dookoła i poczułem coś, czego żadna luksusowa impreza nigdy nie mogła mi dać:
Pokój. Obecność. Prawdziwość.
Właśnie minęły moje urodziny. Czy czuję 50-tkę w plecach? Nie. Ale moje miłosne rączki? Och, zaakceptowały tę liczbę na długo przed resztą mnie. Ciało się zmienia, nie w jakąś boską rzeźbę - ale w żywy pamiętnik radości, stresu, marzeń i pysznych węglowodanów.
Mimo to niebo wyglądało tak samo. Ptaki śpiewały tak samo. Życie nie przejęło się nagle tym, że przekroczyłem jakiś próg liczbowy.
Taka jest prawda. Życie się porusza. Z nami lub bez nas. Bez względu na to, czy jesteśmy szczupli i promienni, czy zgarbieni i obolali. Niezależnie od tego, czy jesteśmy młodzi czy starzy, radośni czy zagubieni, życie płynie dalej. Nie zatrzymuje się, by urządzić nam imprezę tylko dlatego, że skończyliśmy 50 lat.
I może właśnie o to chodzi.
Ale dlaczego nie czuję się na 50?
To zabawne, prawda? Kalendarz mówi jedno, ale w środku mnie nie ma. Wciąż czuję się jak ta bosa dziewczyna biegnąca przez pola żyta lub trawy, albo kobieta tańcząca w kuchni przy zbyt głośnej muzyce i zbyt wielu kłębiących się myślach.
Może dlatego, że czas nie dotyka nas tak, jak nam się wydaje, że powinien.
Nauka mówi, że nasze mózgi nie "liczą" lat tak, jak robi to kalendarz. Starzejemy się biologicznie, owszem, ale ta część nas, która odczuwa radość, zdumienie i psoty? Ta część jest ponadczasowa. Żyje doświadczeniem, a nie liczbami. Neurony, które zapalają się, gdy czujemy zachwyt, nie sprawdzają najpierw naszego aktu urodzenia.
W starożytnej mądrości wedyjskiej, dusza-Atman-jest wieczna. Ciało może się zestarzeć, ale dusza? Nigdy. Obserwuje wszystko z cichą ciekawością i wciąż tańczy, bez względu na to, ile świeczek jest na torcie.
"Nie czuję się na 50, ponieważ moje wewnętrzne ja nigdy nie przekroczyło tej liczby. Po prostu tańczyło."
I myślę, że mi się to podoba. Właściwie to myślę, że jestem to.
Życzenie na 50
Czego życzę sobie na 50. urodziny?
Być otoczonym przez tych, którzy prawdziwa troska.
Zawsze czuć wiatr, który rozwiewa moje smutki.
Aby słońce świeciło mi prosto w oczy - przypominając mi, abym nie zasypiał.
Usłyszeć historie szeptane przez polskie pola...
...przy złotych łbach żyta kołyszących się na zalanych słońcem falach...
...przy polnych kwiatach, które tak wielu pomija, a jednak są tam, tańcząc radośnie na wietrze, jak zawsze, uśmiechając się do każdego, kto zatrzyma się, by je zauważyć.
I rzeka. Och, rzeka, którą tak bardzo kocham. Ona nigdy się nie zatrzymuje. Płynie jak gdyby nigdy nic. Niesie ciężar wczoraj, tajemnicę jutra i blask chwili obecnej.
Przypomina mi - moje życie jest takie jak jej.
I to jest w porządku.
Chcę płynąć jak ta rzeka. Wolny. Silna. Odbijać słońce, jakby była zrobiona z diamentów.
I tak, chcę tak błyszczeć. Nawet gdy będę miał 100 lat.
Bo 50?
To tylko liczba. A to? To jest życie.
I jeszcze jedno życzenie...
Prawda jest taka, że mam już to, czego pragnę: chwile, które mają znaczenie, ludzi, którzy głęboko kochają i życie, które uwielbiam.
Więc może, jeśli mogę być chciwy na jeszcze jedną rzecz...
Pozwól mi być nieśmiertelnym jak rzeka.
Pozwól mi nigdy nie przestać żyć. Pozwól mi płynąć naprzód. Ponieważ tak bardzo kocham życie, żadna liczba nigdy tego nie zmieni.