
Debaty na temat programów nauczania
Debata programowa na temat edukacji: Niefiltrowana odpowiedź nauczyciela
Od czasu do czasu jesteśmy proszeni o podzielenie się naszymi opiniami na LinkedIn. Jedno z ostatnich pytań brzmiało: "Stoisz w obliczu debaty na temat komponentów programu nauczania. Jak skutecznie poruszać się wśród sprzecznych opcji?". Och, mam odpowiedź. Prostą, bezpośrednią i pozbawioną skrupułów. debata programowa edukacja.
Grając, nie występując: Utracone dzieciństwo
Po pierwsze, pozwól mi cofnąć się do mojego dzieciństwa. W tamtych czasach bycie dzieckiem oznaczało swobodną zabawę, bez ustrukturyzowanych harmonogramów i ciągłego nadzoru dorosłych. Bawiliśmy się w upale, zimnie, a nawet w deszczu. Brudziliśmy się. I co z tego? Wiedzieliśmy, jak używać narzędzi - krojenie chleba nożem było normalne. Bawiliśmy się cały dzień, dopóki nasze mamy nie krzyknęły: "Wracaj do domu!". I nie było negocjowania "jeszcze pięciu minut". Jedliśmy to, co nam podano, bez marudzenia. W przedszkolu nie chodziło o arkusze ćwiczeń ani oceny; chodziło o przyjaźnie, rozwiązywanie własnych nieporozumień i uczenie się poprzez doświadczenie. Nikt nie kazał nam skarżyć się nauczycielowi - byliśmy zachęcani do samodzielnego omawiania spraw. Nie było presji, by pisać, zanim będziemy gotowi. Biegaliśmy, wspinaliśmy się, obserwowaliśmy i odkrywaliśmy. Rozpoznawaliśmy drzewa po liściach, przewidywaliśmy deszcz obserwując chmury. Nauczyciele nie tonęli w papierkowej robocie; byli obecni, zaangażowani i szczęśliwi. Nawet w czasach postkomunistycznych, gdy po ulicach jeździły czołgi, dzieciństwo w tych murach pozostało nietknięte. Dlaczego więc dzisiaj jest tyle zamieszania wokół dzieci? Smutna rzeczywistość? Wiele dzisiejszych dzieci nie wie, jak się bawić. Potrzebują ciągłych wskazówek, oczekują wygranej i są zmuszane do bycia wszystkim poza tym, czym naturalnie są - dziećmi.
Absurdalność systemu
Pozbawiamy je ciekawości, jednocześnie nadmiernie je stymulując i wyczerpując nauczycieli bezużyteczną dokumentacją, która nie pomaga im w rozwoju. Czy można się dziwić, że nauczyciele odchodzą? Ludzie zapominają, że nauczanie to coś więcej niż praca - to wszechogarniający wysiłek. Obciążenie psychiczne, niekończące się decyzje, praca emocjonalna. A na dodatek? Godziny dokumentacji. Nie jesteśmy tylko nauczycielami; jesteśmy administratorami, pielęgniarkami, doradcami, sprzątaczkami - wszystkim. Absurdalność tego wszystkiego byłaby śmieszna, gdyby nie była tak frustrująca. Porozmawiajmy też o programie nauczania. Dla kogo tak naprawdę jest on przeznaczony? Czy jest przeznaczony dla dzieci, z myślą o ich rozwoju i ciekawości? A może jest to po prostu kolejny pięknie sformatowany dokument, mający na celu wypełnienie czyjejś prezentacji warsztatowej - biurokratyczne arcydzieło, które dodaje wagi i tak już tonącemu systemowi?
Prawdziwi eksperci nie pracują w biurach
To nauczyciele powinni kształtować program nauczania. To my widzimy dzieci każdego dnia. Znamy ich trudności, mocne strony, wiemy, co je ekscytuje, a co nudzi. Wiemy na przykład, że ręka trzylatka, a nie tylko nadgarstek, nie jest rozwojowo gotowa na niekończące się ćwiczenia w pisaniu odręcznym.
Rozwój i umiejętności motoryczne
Badania nad rozwojem motorycznym we wczesnym dzieciństwie potwierdzają, że drobna kontrola motoryczna rozwija się stopniowo, zaczynając od większych ruchów, a następnie doskonaląc koordynację małych mięśni. Badania, w tym dowody rentgenowskie, pokazują, że kości w dłoni trzylatka nie są jeszcze w pełni rozwinięte, aby wspierać kontrolowane ruchy ołówka. Zbyt wczesne zmuszanie dzieci do chwytania ołówków może prowadzić do frustracji i niewłaściwej techniki, a nie do znaczącej nauki.
Zabawa jako podstawa nauki
Wiemy również, że zmuszanie ich do siedzenia w miejscu przez wiele godzin jest bardziej szkodliwe niż korzystne. Zabawa to nie tylko "zabawa" - to podstawa nauki. A jednak nadal zmuszamy maluchy do trzymania ołówków i wypełniania arkuszy, ponieważ "rodzice tego wymagają", ponieważ "taki jest system", ponieważ "tak to zawsze było robione". Właśnie dlatego nie chcę już uczestniczyć w warsztatach dotyczących programów nauczania. Nie dlatego, że pomysł nie jest dobry, ale dlatego, że nauczyłem się, że tak naprawdę nic się nie zmienia. Każdego roku słyszymy: "Nie, tym razem jest inaczej! Naprawdę chcemy słuchać". Naprawdę? Ponieważ doświadczenie mówi mi co innego. Decyzje są już podjęte. Konsultacje" to tylko kolejne pole do zaznaczenia. Twierdzimy, że cenimy wczesną edukację, rozwój dziecka i znaczenie zabawy. Jednak w rzeczywistości wymagamy spokojnych, posłusznych maluchów, pozbawiając je doświadczeń, które budują prawdziwą naukę. I po co? Czy ma znaczenie, czy dziecko nauczy się czytać w wieku trzech czy sześciu lat? Dlaczego udajemy, że ma? To, co naprawdę ma znaczenie, to to, że rozwijają się we własnym tempie, poprzez doświadczenia, które pielęgnują ich ciekawość, a nie ją tłumią. Frustruje mnie widok dzieci, którym każe się siedzieć nieruchomo, podczas gdy każda część mnie wie, że powinny się ruszać, odkrywać, wchodzić w interakcje. I nawet jeśli dziś stworzę bogate, oparte na zabawie środowisko, w przyszłym roku nowy nauczyciel z innym podejściem przejmie kontrolę, a cykl dezorientacji dziecka rozpocznie się od nowa. Prawdziwy absurd? Ludzie podejmujący decyzje dotyczące programów nauczania, wraz z armią twórców dokumentów, często nigdy nie spędzili prawdziwego czasu w klasie. Ich wiedza opiera się na teoriach stworzonych przez kogoś takiego jak oni wcześniej - zapisanych w "świętym Graalu" nonsensów edukacyjnych. Czy mówimy poważnie? Spędzaj czas z dziećmi. Nie przez pięć minut, aby udowodnić, że potrafisz, ale dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. A potem nauczaj. Ponieważ elokwentny żargon i dopracowane dokumenty nie czynią z ciebie eksperta. Robi to doświadczenie. A oto kolejny paradoks: ci, którzy twierdzą, że najlepiej wiedzą, czego potrzebują dzieci, zapewnili również, że nauczyciele nie wiedzą już, jak uczyć poprzez zabawę. Edukacja oparta na wynikach zastąpiła instynkt. Nauczyciele nie ufają zabawie, dzieci nie wiedzą, jak się bawić - jak więc możemy stworzyć środowisko oparte na zabawie, skoro sam fundament został zniszczony?
Biznes edukacyjny
Co więcej, w wielu prywatnych szkołach w Indiach właściciele często nie mają nic wspólnego z edukacją - jest to dla nich po prostu przedsięwzięcie biznesowe. W takich przypadkach dyrektorzy i kierownictwo mają związane ręce. Muszą oni spełniać zachcianki właściciela i starać się zachować pozory uczciwości edukacyjnej. Co można powiedzieć, gdy szkoła szczyci się wspaniałą reputacją, ale brakuje jej odpowiedniej przestrzeni na zewnątrz lub wewnątrz budynku? edukacja wczesnoszkolna nauka poprzez zabawę? Jak możemy oczekiwać, że ci mali ludzie będą się dobrze rozwijać, skoro ich środowisko nie jest zaprojektowane z myślą o ich potrzebach? Nie będę nawet zaczynać od hipokryzji tego wszystkiego - ci, którzy wiedzą, wiedzą. To, co mnie boli, to rażące sprzeczności, całkowite lekceważenie tego, czym powinno być dzieciństwo. Ponieważ ostatecznie krzywdzimy tylko samych siebie. Nic, co jest zbudowane na kłamstwach i maskaradach, nie trwa wiecznie. Prędzej czy później ten system edukacyjny upadnie. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedy to nastąpi, zostaną wprowadzone przepisy, które ustalą rzeczywiste, wolne od korupcji parametry dotyczące tego, kto może zarządzać instytucjami edukacyjnymi i jak powinny one być prowadzone. Rozumiem, że pieniądze mają znaczenie. Nikt nie chce, aby właściciele firm cierpieli - jest miejsce zarówno dla dobrych nauczycieli, jak i dobrych liderów biznesu. Ale czy system się zmieni, zanim będzie za późno? Nauczyciele najlepiej wiedzą, czego potrzebują dzieci. Niektórzy z nas wciąż trzymają się nadziei, że możemy coś zmienić.
Czy system zmieni się, zanim będzie za późno?
A co do mnie? Wycofuję się. Jeśli musimy zaznaczyć pole, niech będzie to takie, które naprawdę przynosi korzyści dziecku - nie systemowi, nie komisji, nie rankingom. Bo w ostatecznym rozrachunku tylko to powinno mieć znaczenie.