
Miękkie serca, twarde tyłki: Lekcje zaufania, zdrady i odporności
Zbawiciel, który nie jest
Współpraca międzyludzka często zaczyna się od fajerwerków. Ekspert strony internetowej promienieje: Zadzwoń do mnie w każdej chwili, pomogę ci. Kolega szepcze: Jesteśmy w tym razem. Muzyk westchnął: Wreszcie ktoś, kto mnie rozumie.
Przez chwilę mam wrażenie, że przeznaczenie zesłało mi idealnego partnera. Kogoś kompetentnego, niezawodnego, gotowego do dzielenia się obowiązkami. Ale daj mu trochę czasu i obserwuj, jak blask zanika. Ekspert staje się uczulony na twoje telefony. Muzyk, który obiecywał nocne jam sessions, decyduje, że woli zająć się jogą. "Duch zespołu" kolegi wyparowuje w momencie, gdy pojawiają się terminy.
To nie współpraca, to teatr. Ich rolą było wyglądać na ratowników w pierwszym akcie, a następnie zniknąć, gdy historia wymagała prawdziwego wysiłku. To, co oferowali, nie było wsparciem - było to ego owinięte w błyszczący papier.
Pracownicy, którzy są zbyt dobrzy
Po przeciwnej stronie są prawdziwi pracownicy. Nauczyciel, który cierpliwie pozostaje z dzieckiem, aż w końcu powstaje litera. Pielęgniarka, która po cichu zauważa to, co wszyscy inni przeoczają. Pracownik, który faktycznie wykonuje pracę, podczas gdy inni doskonalą sztukę wyglądania na zajętych.
Ci ludzie rzadko się reklamują. Nie spieszą się, by być widzianymi w świetle reflektorów i właśnie z tego powodu są często wykorzystywani. Szefowie obsypują ich superlatywami: Jesteś niesamowity, nikt nie pracuje tak jak ty, jesteś kręgosłupem tego miejsca.
Brzmi pochlebnie - dopóki nie zdasz sobie sprawy, że komplement to smycz. Oznacza to: Skoro jesteś taki dobry, to masz jeszcze więcej pracy. Nie narzekaj, jesteś wyjątkowy.
Tymczasem ci najgłośniejsi - zawsze we właściwym miejscu, gdy szef przechodzi obok - przechodzą niezauważeni. Ich umiejętności nie polegają na pracy, ale na występach. A kiedy czują się zagrożeni przez prawdziwych pracowników? Uśmiechają się słodko, kładą kilka kamieni na drodze i szykują nóż na plecy.
W ten sposób miejsca pracy po cichu wykorzystują chętnych do pracy: drenując tych, na których można polegać, jednocześnie nagradzając tych, którzy nie dają z siebie wszystkiego.
Wypalony nauczyciel, który odmówił walki
Weźmy pod uwagę nauczycielkę, która wkłada całe serce w swoją pracę. Nie angażowała się w politykę biurową, skupiając się wyłącznie na swoich uczniach. Rodzice ją uwielbiali, a niektórzy administratorzy doceniali jej zaangażowanie. Jednak jej autentyczność sprawiła, że stała się bezbronna.
Wkracza administrator zarządzający mikrozarządzaniem - przerażony, że ktoś może wiedzieć więcej niż on, zagrożony kompetencjami, zdeterminowany, by nie pozostawiać niczego przypadkowi. Jej słowa, a nawet mowa ciała były skierowane przeciwko niej. Koledzy zdystansowali się. Niektórzy szefowie początkowo ją podziwiali, by później poczuć się niepewnie, przekonani, że może ich przyćmić.
Kontynuowała pracę, cierpliwie i sumiennie, pomimo kamieni rzucanych na jej drogę. W końcu dopadło ją wypalenie. Zamknęła drzwi do środowiska, któremu dawała z siebie wszystko. Nie była to porażka; była to naturalna konsekwencja dawania tym, którzy nie potrafili dostrzec wartości prawdziwych kompetencji.
Dlaczego przyciągamy niewłaściwych ludzi?
Czy to pech? Czy jesteśmy magnesem dla nierzetelnych współpracowników i manipulujących szefów? A może chodzi o coś głębszego?
Mądrość wedyjska sugeruje, że są to lekcje karmiczne. Rahu wabi nas iluzjami: idealny partner, wymarzony współpracownik, wspierający szef. Ketu pozbawia nas ich, zmuszając do oderwania się i ucząc nas, że nikt inny nie może spełnić naszych marzeń.
Psychologia mówi wprost: ci, którzy zbyt szybko dają 100%, przyciągają tych, którzy są zadowoleni z 10%. Brak równowagi jest nieunikniony. Ci, którzy obiecują najwięcej na początku, często są najmniej zdolni do dotrzymania obietnic.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić
Tak, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Byłem tam. Walczyłem, potykałem się, ponosiłem porażki, a potem próbowałem ponownie. Przychodzą małe sukcesy, a potem niepowodzenia. Na poziomie osobistym przechodzę przez to, ponieważ muszę. Czasami wiatr uderza mnie w twarz tak mocno, że mam ochotę krzyczeć, Jak długo zamierzasz mnie krzywdzić? Ale potem wychodzi słońce i już wiem.
Czasami to, czego doświadczam, nadal boli. Płaczę. Przeklinam. Przewracam oczami tak mocno, że praktycznie ćwiczę jogę. A jednak wiem, że to są lekcje. Życie wciąż mnie uczy, szturcha, a nawet drażni. W rzeczywistości chaos sprawia, że życie jest mniej nudne, bardziej motywujące do nauki, do pójścia naprzód, do rozwoju. Stagnacja nigdy nie była w moim stylu. Humor pomaga. Bo szczerze mówiąc, kto nie uważa za absurdalne, że dobrzy współpracownicy znikają, świetni pracownicy są wykorzystywani, a kompetentni liderzy czują się zagrożeni przez talent, a nie przez niego pielęgnowani? Życie wciąż daje ci te "postacie" - niektóre urocze, niektóre trujące - i nalega, abyś je rozgryzł, zachowując swój rozum i godność.
Lekcja ukryta w zdradzie
Lekcja polega na współpracy w inny sposób. Testuj ludzi na małe sposoby, zanim przekażesz im klucze do swojej energii. Przedkładaj czyny nad słowa, konsekwencję nad charyzmę. Postrzegaj entuzjazm jako iskrę, a nie dowód zaangażowania. Zwróć uwagę nie na to, kto błyszczy na pierwszym spotkaniu, ale kto pojawia się ponownie i ponownie, gdy emocje opadną.
I być może najważniejsza lekcja: kiedy niewłaściwi ludzie odchodzą, nie zdradzają cię. Po prostu schodzą ze sceny, na której nigdy nie mieli prawa stać. W ich odejściu kryje się jasność. Pod ich nieobecność, twój ogień jest testowany. A z tego ognia rodzi się odporność - mądrość wykuta nie z książek, ale z kroczenia ścieżką, upadania i ponownego podnoszenia się.
Refleksja końcowa
Mit idealnego współpracownika umiera śmiercią naturalną. Nawet jeśli znam schematy, nawet jeśli przeszedłem tę ścieżkę wcześniej, wciąż daję się złapać. Wciąż się angażuję. Nie dlatego, że lubię się ranić - nie jestem sadomasochistą - ale dlatego, że życie wciąż testuje moją wiarę w ludzi. Chcę ufać. Chcę wierzyć. To skomplikowane. Wiedza to jedno, życie to drugie.
Burze wciąż nadciągają. Ale dziś biorę je z przymrużeniem oka. Mniej czasu zajmuje mi przetrawienie chaosu. Nie obwiniam się. Niczego nie żałuję. Spróbuję jeszcze raz. I jeszcze raz. Jak to mówimy po polsku, "Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę i liczyć się, że w nią dostanie" (Kto ma miękkie serce, musi mieć twarde pośladki i być gotowym na ciosy) - i to właśnie ja. Bóg dał mi duże pośladki nie bez powodu: aby zamortyzować każdy upadek, każdą niespodziankę, każdą krzywą kulę życia i śmierci. I szczerze? Nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
Współpraca nie jest idealna. Ludzie nie są idealni. Życie nie jest idealne. Ale przetrwanie go, uczenie się z niego i wciąż odważanie się ponownie zaufać - to prawdziwy triumf. A jeśli można się przy tym śmiać, to tym lepiej.