Ogień w kominku: O białych włosach i odwadze bycia prawdziwym
Stawanie się przodkiem
Część 3: Stawanie się przodkiem
Noc staje się coraz cięższa. Ogień w kominku mięknie w głęboki pomarańczowy blask - jak żywe serce, zmęczone, ale wciąż bijące.
Czasami zastanawiam się, czy tak właśnie wygląda stawanie się przodkiem: ten spokojny ogień w środku, ta odmowa tłumaczenia się.
Nie jestem winien światu przeprosin za to, że jestem taki, jaki jestem - refleksyjny, srebrnowłosy, na wpół zły, na wpół pogodny. Widzę ból i boli mnie to. Widzę, jak ludzie ranią innych i nie rozumiem dlaczego - ale wtedy przypominam sobie, że to też jest częścią koła. Wszystko ma swój powód, nawet to, co nas łamie.
A może to ogień we mnie - nie z kominka, ale skądś starszego, zapisanego w moich gwiazdach - który sprawia, że jestem niespokojny. Może to właśnie zawsze próbował powiedzieć mój horoskop: Urodziłem się, by zadawać pytania, by walczyć łagodnie, by błyszczeć nawet w ciszy.
A jako matka - moje dzieci są moją dumą. Wykonałam cholernie dobrą robotę, przez całą drogę, którą przeszliśmy razem jako rodzina. Czasami płakałam, przechodziłam przez kamienie i szklane ścieżki, ale szłam - i nadal idę. Przez moje życie jako kobieta, która rośnie za każdym razem, która wstaje silniejsza, nawet gdy jest zmęczona. Wiem, że moje dzieci bardzo mnie zapamiętają - nie jako idealną, ale jako prawdziwą.
Jestem dobrą kobietą - taką, która kiedy kocha, kocha całkowicie, nawet gdy serce boli, a umysł mówi bieg. Nie poddaję się szybko. Zostaję. Jestem prawy i prawdziwy.
“Dlaczego tak często walczysz?” pytam sam siebie.
“Bo ktoś musi” - pada odpowiedź.
I może właśnie o to chodzi. Żyć jako lustro dla prawdy, a nie jako jej dekoracja. Zapuszczać białe włosy nie jako poddanie się, ale jako dowód - byłem tu, widziałem, przetrwałem i nadal mówię.
Owady wciąż przychodzą. Krytycy też. Pozwólmy im na to. Przypominają mi, że na spokój trzeba zapracować, a nie go otrzymać.
Może ogień nie płonie już tak mocno jak kiedyś, ale teraz pali się czysto. Bez dymu, bez udawania. Tylko stały blask kobiety, która przestała uciekać przed samą sobą.
“Jakiego rodzaju kobietą jestem?” pytam cicho.
“Taka, która nie chce zapomnieć, kim jest” - odpowiada ogień.
Odchylam się do tyłu, czując, jak moja skóra się rozgrzewa, a umysł uspokaja. Może to właśnie jest mądrość - nie wiedzieć wszystkiego, ale zaakceptować, że ogień płonie dokładnie tak, jak powinien.
A kiedy ostatnia iskra gaśnie, uśmiecham się.
“Dobranoc”, szepczę do siebie.
“Dobranoc” - odpowiada ogień.