Ogień w kominku: When Silence Burns Louder Than Words (O powściągliwości, refleksji i sztuce nie tłumaczenia się).
Część 2: Zwierciadło niepodległości
The Kominek jest moim konfesjonałem. Rozmawiam tam ze sobą, czasem na głos.
“Mógłbyś być cichszy” - mówię.
“Mógłbym”, odpowiadam, “ale to oznaczałoby zgodę - a ja się nie zgadzam”.”
Owszem, jest we mnie spokój, ale nie taki, który nie daje spokoju. To spokój wojowniczki, która przestała przepraszać za swoją naturę. Mówię to, co uważam za słuszne - i stawiam czoła burzy, która po tym następuje. Taką umowę zawarłam ze sobą dawno temu.
Wiem, że nigdy nie byłam w pełni rozumiana - ani jako kobieta, ani jako matka, ani jako córka. Dla niektórych byłam “za bardzo”, dla innych “zbyt bezpośrednia”. Ale nigdy nie widziałam sensu w płakaniu nad życiem. Mówiłam, co myślę, szłam naprzód i po cichu walczyłam ze swoimi demonami - bez widzów, bez akceptacji.
“Może powinnam być jak inni” - szepczę czasem. “Uśmiechać się, kiwać głową, podążać za tłumem. Wydają się tacy... lubiani”.”
“Ale straciłbyś siebie” - odpowiada ogień.
“Dokładnie - westchnąłem. ”I nigdy nie chciałam być nikim innym“.”
Krytyka kiedyś mnie raniła - teraz tylko brzęczy, jak te uporczywe owady, które w jakiś sposób znajdują drogę do każdego spokojnego wieczoru. Niech brzęczą. Niech przypominają mi, że żyję.
I wciąż moje myśli krążą wokół sprawiedliwości. Może to przez polską krew we mnie, to uparte poczucie sprawiedliwości. To, co słuszne, musi być słuszne dla wszystkich. Widzę starych rodziców oddających swoje prawa jednemu dziecku, temu samemu dziecku, które ma nieść ich opiekę, zdrowie i śmierć na swoich plecach. I chcę krzyczeć, dlaczego?
Dlaczego jeden, skoro miłość i obowiązek należą do wszystkich? Rodzice są dla każdego dziecka. Odpowiedzialność to nie dziedzictwo, to człowieczeństwo.
Ogień migocze jak sumienie - stały, a potem dziki.
“Za dużo myślisz”, mówię sobie.
“Nie”, odpowiadam. “Myślę, że to wystarczy”.”